piątek, 17 maja 2013

Rozdział Pierwszy {What hurts?}

Ciemność.Jedyne co widzę to właśnie ona. A co słyszę? Budzik. Wrednie dzwoniący budzik... Nie mam siły. Czuję niewyobrażalnie wielki ból w sercu. dłonią sięgam do budzika i go wyłączam. Chce to skończyć. Skupiam wzrok na swoich nadgarstkach. Usiadłam przy biurku, spakowałam się do szkoły. Wzięłam czarne rurki i górę. Podstawa. Rozczesałam włosy. Miałam wielkie worki pod oczami, pomimo tego że spałam. do ręki chwyciłam telefon i zerknęłam na godzinę. 07:24. Zaraz muszę wychodzić - pomyślałam. Wolnym krokiem udałam się do łazienki. Spojrzałam przez okno. Jakaś pani szła na spacer z psem, a chłopak ubrany w szary płaszcz biegł w stronę autobusu. Ziewnęłam szeroko. Po cichu uchyliłam drzwi do pokoju mamy. spała.
- papa mamo. 
Z wieszaka zabrałam czarną skórzaną kurtkę oraz buty. Cały rok w czarnych trampkach. Zamarzałam, pomimo słońca. Bardziej lubiłam zimę. Gdzie nie gdzie leżał jeszcze biały puch. Ujrzałam bramę szkoły. Na twarz zarzuciłam sztuczny uśmiech i dumnie kroczyłam dalej. Dobrze, że nikt mnie nie znał. Tylko moja klasa. Szczerze? Unikałam wszystkich. WSZYSTKICH. Rozmów, spotkań, wycieczek klasowych... Pierwsza lekcja. Polski. Ostatnia ławka i spokój. Pani mówiła coś o sprawdzianie. Wpatrywałam się w śnieg za oknem. On miał łatwo. Wirował w powietrzu, aby zaraz wylądować z swoimi przyjaciółmi. Lekcja minęła mi tak szybko. Dzwonek. Kolejna przerwa - bliżej domu. Usiadłam pod następną klasą, gdzie miałam mieć lekcje. Ludzie śmiali się i rozmawiali o 1000 różnych spraw. Gdy kolejna lekcja się zaczęła, znowu usiadłam na tyłach. Jak zwykle.
*koniec lekcji*
Wracałam już do domu. Zza zakrętu zauważyłam coś okropnego. coś czego widzieć nie chciałam. Łzy cisnęły mi się do oczu. Karetka i policja. Serce niebezpiecznie galopowało. Podbiegłam do kogoś.
-co się stało?! Tam jest moja Mama!
-Twoja mama walczy o życie. 
-Co?!
-nie mamy teraz czasu na wyjaśnienia.
W głowie miałam najgorszy scenariusz. Zszokowana czekałam przed karetką. Zamknęłam oczy, modląc się do Boga. 
-tak nam przykro.
-Nie... 
Moja mama zmarła. Wraz z nią i ja. Uniosłam spojrzenie w górę. Dlaczego ona? Dlaczego. To moja wina. To moja jebana kurwa wina. Top nie może być prawda. Nie może. Nie płakałam. Już nie. 
-Pojedziesz do swojego Ojca. Do Anglii przyjedzie za 2 dni. Jutro możesz się pożegnać.
-Nie... Ja... nie pojadę.
-nie masz innego wyjścia, on jest już w drodze.
-Ja go nawet nie znam, nie wiem jak wygląda, nie wiem o nim nic!
-czas to zmienić.
Co za sukinsyn. Zero uczuć. Co jest najśmieszniejsze? Ja nie umiem Angielskiego. Haha. Dogadam się ale będzie tak zajebiście ciężko.
-Masz się spakować. Jutro to dokończysz.
Ruszyłam w stronę domu. Te najważniejsze rzeczy położyłam na biurku. 
-Buu??? Kici-kici gdzie jesteś?
Zawołałam kota, który po chwili pojawił się u mych nóg. Pamiątki, zdjęcia, ubrania i książki spakowałam do kartonów. Wszystko było w jednym miejscu. Czekałam jak na wyrok. Za dwa dni przyjedzie po mnie Ojciec. Przygarnęłam Buu do uścisku i położyłam się z nim na łóżku. Dlaczego nie uciekam? To pewnie i tak bez sensu. Westchnęłam Cicho.
***
Nienawidziłam go. Za to co zrobił mamie i mi. Ojciec to kawał drania. Siedziałam w jednym z foteli. Bu wdrapał się na moje kolana i spojrzał na mnie.
-Buu to okropne. wyjeżdżamy. Do potwora. Muszę Cię opuścić. Idę do szkoły.
Zadzwonił budzik. Deszcz obijał się o dach. Pogoda idealna. Kochałam deszcz. Dziś ten dzień w którym pożegnam Wszystkich. W szkole wszyscy na mnie zerkali i szeptali coś sobie nawzajem do ucha. Stresowałam się tym wszystkim. Koleżanki z klasy mnie pocieszały. Jak mogły tak kłamać, że mi współczują. Nic o mnie nie wiedzą. uważnie wysłuchałam jednak 4 z nich. (nie mam pomysłu na Imiona. Myślałam nad Iza, Kinga, Weronika i Martyna ;D) im ufałam. Parę osób z innych klas też do mnie podchodziło. Dziś chyba cała szkoła rozmawiała na mój temat. Irytujące. Na lekcjach nic nie musiałam robić. Nauczyciele się litowali. Po skończonych lekcjach udałam się w stronę domu. Powitał mnie Buu.
-cześć.
Poszłam do łazienki "ogarnąć się"
W ciszy czekałam. Na jutro. Czas dłużył się niemiłosiernie. Chciałam mieć to już za sobą. Tą podróż. W nadziei  że tak szybciej minie czas, położyłam się spać. Zasnęłam czekając. Czekając na nowe jutro. Na nowe życie. 
______________________________________________
Tak wiem, nie bijcie. Jest do dupy i nic się nie dzieje. :<<
Może jakiś kom? 
Przepraszam, że tak długo czekaliście. I tak nikt nie czyta. Oczywiście przepraszam za błędy. Pisałam na szybko. Iza zabiję Cię. ;D